Archiwum 15 maja 2016


maj 15 2016 Na ratunek
Komentarze (0)

Aegnor nagle ujrzał żołnierzy króla Gildora, kierujących się do siedziby ich władcy. Wtedy uznał, że jest to odpowiedni moment na uwolnienie z więzienia jego przyjaciół, Nessy oraz Tasartira, którzytak jak i on, byli elfami. Gdy stwierdził, że wojsko jest już wystarczająco daleko, zeskoczył z drzewa, po czym zniszczył kraty w drzwiach paroma zaklęciami, a następnie wszedł do środka i ujrzał dwóch strażników.
Jednak nie są tacy głupi, jak myślałem i zostawili straże, pomyślał.
Wyciągnął miecz, strażnicy postąpili tak samo. Jeden ze strażników skoczył na elfa i ciął mieczem w jego ramię. Aegnor krzyknął z bólu. Szybko wziął się w garść, następnie wykonał zamach, którym pozbawił napastnika głowy. W tym momencie zaatakował drugi ze strażników, lecz ewidentnie było po nim widać, że jest przerażony po ujrzeniu śmierci swego towarzysza, więc elf korzystając z okazji zabił go jednym, szybkim ruchem wbijając mu miecz między żebra.
Aegnor przeszukał ciała strażników i znalazł klucz do cel, w których byli uwięzieni jego przyjaciele.
Podszedł w stronę drzwi wyraźnie osłabiony przez utratę krwi, która ciekła obficie z jego ramienia, otworzył obie cele, a gdy ten już tracił przytomność, elfy podtrzymały swego towarzysza.
- Hej, chłopie! - krzyknęła Nessa - walczysz codziennie ze strażnikami, a teraz pokonałeś dwóch i mdlejesz od takiej rany na ramieniu?
- Nessa zamknij się i lepiej przynieś mi liść meditany z mojej torby. Aegnor ma rozciętą tętnicę.
Nessa, mrucząc coś pod nosem, poszła w stronę kantorku, gdzie strażnicy trzymali przedmioty, które odbierali więźniom.
- Chłopienie mdlej mi tu. Nessa zaraz wróci z ziołami.
- Nie... nie rozumiem...
- Co? Czego nie rozumiesz? - spytał Tasartir.
- N-nie rozumiem.. dlaczego... strażnicy... dlaczego strażnicy atakują zawsze jeden po drugim...
- Co?
- No... Idioci zamiast rzucić się na mnie we dwóch zawsze atakują osobno i... i ich zabijam... a tak.. mieliby jakieś szanse przynajmniej...
Tasartir uśmiechnął się.
- No wiesz... To są ludzie. Głupia rasa. Nic nie poradzisz.
W tym momencie przyszła Nessa, niosąc torbę Tasartira i powiedziała:
- Nie wiem gdzie ty masz ten liść... Nie chciało mi się grzebać, to całą torbę przyniosłam.
- Przytrzymaj Aegnorazaciskając ramię paskiem powyżej rany, a ja w tym czasie urobię maść.
- Jakim paskiem? Skąd mam ci pasek wytrzasnąć?!
- Strażnicy leżą na ziemi. Weź od jednego z nich.

* * * * * * * * * * * * * * *

Po opatrzeniu Aegnora oraz nieskończonych narzekaniach Nessy wyruszyli z powrotem  do swego miasta, Elladonny.
Gdy dotarli na miejsce zobaczyli masę ciał leżących na ziemi, dym, który unosił się z jeszcze dogasających domów i krew, pełno krwi.
- Co tu się stało...? - rzucił pytanie Tasartir.
- Nie widzisz, idioto?! Masakra ot co - odpowiedziała jak zwykle kulturalna Nessa.
- Ludzie Gildora...
- Jesteś tego pewien Aegnorze? Nawet ludzie Gildora nie byliby zdolni wybić całego naszego miasta - zauważył Tasartir.
- Może ktoś im pomógł.

- Ale kto? - zapytała Nessa.
W tym momencie usłyszeli hałas. Jakby czyjś jęk. Poszli więc w jego kierunku.
Dotarli do pałacu królewskiego, gdzie pod belką leżała przygnieciona istota.
- Pomóż mi - nakazał Aegnor Tasartirowi, idąc w kierunku gruzowiska.
Razem podnieśli belkę, a Nessa wyciągnęła ową istotę, która, jak się okazało, była elfickim ambasadorem.
- Frenya, to ty?! - krzyknęła Nessa.
- Nie drzyj się kobieto. To, że leżałam pod belką i jestem cała w sadzy nie znaczy, że ogłuchłam.
- Co tu się stało? - spytał Tasartir.
- Żołnierze Gildora.
- A jednak - rzekł Aegnor.
- Przecież nie daliby rady przedrzeć się przez mury. To nie możliwe...
- Lutria zdradziła.
- Porąbało cię?! Przecież to dziedziczka tronu! Jaki byłby tego sens?! - zbulwersowała się Nessa.
- Nie mam pojęcia jaki miała w tym cel, ale tak uczyniła. Ona zawsze tak się zachowuje? - zapytała Frenya.
- Niestety... - odpowiedział Tasartir.
- I co? Wybili wszystkich i odeszli? O co tu chodzi? Myślałem, że Gildor chce sobie podporządkować całą Feldinię, a nie wybić całą populację elfów i to w zmowie z dziedziczką tronu... - rozmyślał Aegnor.
- Nie, nie zabili wszystkich. Większość zabrali ze sobą do tego ich, pożal się boże, króla. Aby dać przykład innym, jak się kończy nie słuchanie rozkazów "najwyższego władcy Feldinii" pozabijali resztę.
- I co teraz zrobimy? - zapytał zrezygnowany Aegnor.
- Szczerze to nie wiem... Naprawdę nie wiem...
Stali tak w milczeniu kilka chwil, po czym odezwał się Tasartir:
- Ja chyba wiem co możemy zrobić, tylko musimy iść wpierw do Gurduka Śmierdzipyska.
- Śmierdzipyska?! Do tego starego cepa?! Idiota - krzyknęła Nessa.
- Jaki masz plan? - spytała Frenya.
- Opowiem wam po drodze, a teraz chodźmy.
I wyruszyli w stronę Mrocznego Lasu. Mając przed sobą długą drogę uzbierali zapasów, ziół, zmienili odzienie. Wzięli konie i ruszyli.
Zobaczył to pewien osobnikktóry podsłuchał całą rozmowęschowany za drzewem kilka kroków za nimi.
- Pan będzie zadowolony, że wszystko idzie dokładnie po jego myśli.
Zatarł dłonie, po czym uciekł między drzewa chichocząc.
vagor